Mrok Złotego Wieku Kroniki: Odkrycie Karczemne Opowieści
Mrok Złotego Wieku XXI Karczemne Opowieści

19 stycznia 2017

XXI 4 "Lykantrop"

"Lykantrop"


Srebrna tarcza księżyca widniała w najwyższym punkcie widnokręgu, rzucając promienie odbitego światła przez okno pokoju dziewczyny. Panowała niespotykana cisza. Ani pohukiwanie sowy, która zawsze zajmowała gałąź nad rzeczką, ani nawet regularna szarpanina dwóch bezdomnych kotów, nie przerywała milczenia.
A jednak ten spokój nie przełożył się na dobry sen dziewczyny. Rozległ się przygłuszony huk i natychmiast obudził Zuzię. Nerwowo rozejrzała się po pokoju.

– To tylko zły sen
– zapewniła siebie pod nosem. Położyła się, ale nieregularny stukot nie pozwolił jej usnąć. Skupiła się.
– To dochodzi z dołu. Nie zasnę jak dalej będzie pukać – pomyślała.
Wstała i wyszła na korytarz. Hałas stał się wyraźniejszy. Zapaliła małe lampki przy schodach i zeszła na dół. Tym razem huk nie został przytłumiony, ale głośny i wyraźny, co sprawiło, że dziewczyna podskoczyła z piskiem.
Wtedy zapadła cisza. Niepewnie wykonała kilka kroków. Cicho stąpając, podeszła do blatu z szufladami. Wyjęła kuchenny nóż i robiąc jak najmniej hałasu, stanęła przed drzwiami do biblioteczki. Złapała klamkę i energicznie otworzyła. Z krzykiem cofnęła się, upuszczając nóż.
Wśród porozrzucanych półek i stert książek patrzyły na nią żółte wilcze ślepia. Rzuciła się biegiem do schodów. Wilk skoczył do przodu, zwinnie przeciskając się przez framugę, od której był dwukrotnie szerszy w ramionach. Przez duże tarasowe drzwi dostało się światło księżyca. które oświetliło potwora.  Bestia była postury człowieka. Stała przygarbiona na dwóch łapach z szeroko rozstawionymi przednimi łapami. Paszczę zdobiły rzędy ostrych kłów. Dziewczynę sparaliżował jej widok. Z trudem trzymała się poręczy. Wilkołak wykorzystał to i skoczył skracając niemal o połowę dystans do kruczowłosej. Zuzia instynktownie wspięła się na schody, jednak wilkołak dopadł do niej nim pokonała kilka stopni i pazurami chwycił ją za koszulkę. Pociągnął ją i niczym szmacianą lalkę rzucił przez ramię. Dziewczyna uderzyła o stół przewracając go. Wilk podszedł do półprzytomnej, skręcającej się z bólu Zuzanny.

– Ghdzie tho jest! Wrr!! – warknął przysuwając łeb do jej twarzy, jednak nie była w stanie odpowiedzieć przez przeszywający ból. Bestia chwyciła ją za gardło w żelaznym uścisku.
– Wrrydrę tho z ciebie siłą krruszyno!
– Puścisz ją teraz śmierdzący psie i opuścisz dom! – padł zdecydowany rozkaz szarmanckim tenorem.

Wilkołak obrócił się i w tym momencie dostał mosiężną figurką w łeb. Wypuścił dziewczynę i złapał się za obity nos. Przed złączeniem kuchni z salonem stał na dwóch łapach czarny kot z ślepiami barwy krwii. W jednej łapce trzymał długi i ostry przedmiot.

– Śmiesz mhi rrrozkazywać! – warknął.
– Naruszasz zasady gościnne tego domu, który jest pod moją opieką – zakreślił w powietrzu jakieś znaki za pomocą dzierżonego rapiera.
Wilkołak wbił wzrok w czarnego kota.
– Nie wtrrącaj się w sprrawy zakonu – powiedział gardłowo przedłużając wyrazy.
– Ponawiam rozkaz. Opuść ten dom! – nakazał kocur.

Bestia zignorowała zwierzaka i skoczyła na niego. Uskoczył przed łapami wilkołaka i pchnął rapierem między żebra. Stal nie przebiła skóry potwora, ale miejsce ukłucia zapiekło stwora. Wilk ciął pazurami, ale za wolno na zdecydowanie zwinniejszego przeciwnika. Kocur zanurkował pod wilkołakiem i swoimi pazurami zarysował łydkę bestii. Trafiony odwrócił się i wtedy stół z impetem trzasnął go w plecy. Zawył i zrobił dwa kroki w tył, i tym razem roztrzaskało się o niego jedno z krzeseł. Pełen gniewu złapał za inne siedzenie, czym stanął przez chwilę tyłem do kota. Krwistooki wykorzystał to i dźgnął potwora w kręgosłup, a sekundę później siedzisko, które on trzymał, rozprysnęło się w drzazgi. Wilk zawył, gdy odłamki powbijały się w jego futro.

– Przeklęty demon! – warknął i posłał łapę w kierunku kolejnego krzesła, lecz gdy tylko poruszyło się, skoczył na kota. Zaskoczony manewrem przeciwnika dał się pochwycić w pazury.
Zuzanna leżąc na podłodze, obserwowała walkę kota z wilkiem. Na widok złapanego zwierzaka w szponach stwora, podniosła się na kolana. Czuła jak bolą ją wszystkie żebra, a kręgosłup przeszywa ból, ale przeczesała teren wzrokiem w poszukiwaniu broni. Dostrzegła kawałek odłamanej nogi krzesła przy schodach. Miała do niego podejść, lecz fragment podsunął się do niej wprost pod rękę. Zaskoczona, ale skoncentrowana wstała za plecami wilkołaka.

– Terraz worrrku sierrści żeghnaj się z życiem. AAA!! – wrzasnął pełnym grozy głosem.
Wypuścił kota. Złapał dziewczynę, która uczepiła się jego karku i zrzucił na podłogę. Dziewczyna upadła na błyskawicznie przybyłą poduszkę. Wilkołak wyjąc, chwycił kawałek metalowej nogi krzesła wbitego w jego lewe oko. Wyjął obiekt z wyciem pełnym cierpienia.

– Thy mała gnido! Zhapłacisz mhi za to!  – z tryskającą z oka krwią, wybiegł przez drzwi tarasowe, które otworzyły się w momencie, w którym miał wyskakiwać przez szybę. Gdy tylko zniknął z pola widzenia, rozległo się przeciągłe wycie do księżyca. Zuzanna spróbowała wstać, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Nagle stół sam z siebie obrócił się na właściwą stronę, a połamane krzesła złożyły się w całość. Jedynie mebel rozsypany w cząsteczki nie naprawił się, a wyleciał drogą w ślad za wilkołakiem. Zuzia spojrzała na krwistookiego kota, który zaczął, wylizywać rozczochrane futerko. Po chwili zwierzę nawiązało kontakt wzrokowy. Przemówił tenorem:
– Nie obawiaj się mnie. Nic ci nie zrobię.
– Wiem Ortiz. Inaczej ten…ten… – powiedziała drżącym głosem.
– Lykantrop – podpowiedział kocur.
– Lykantrop? – spytała zdziwiona bardziej niż przed chwilą.
– Wilkołak, ale zachowujący większość cech człowieka – wyjaśnił.
– A ty? Czym jesteś? – zapytała siadając po turecku na poduszce.
– Powinnaś odpocząć. Widzę jak ukrywasz cierpienie. Jutro ci wyjaśnię – polecił Ortiz.

Przytaknęła mu, krzywiąc się przy tym. Z trudem podniosła się i opierając się o co tylko mogła, poszła na górę do swojego pokoju. Nie zauważyła tego, ale gdy weszła do pokoju, na parapecie siedział Ortiz, wpatrujący się w okno. Położyła się i zasnęła niemalże od razu. Czarny kocur wskoczył na łóżko.
– Odpoczywaj przyjaciółko – szepnął i zwinął się w kłębek.

 Krwiste oczy czuwały całą noc.

4 komentarze:

  1. Cześć.

    Początkowa scena przypomina mi te liczne z horrorów, kiedy kobieta, słysząc dziwne odgłosy w swoim domu, woli sama sprawdzić co to takiego, zamiast zamknąć się w pokoju i zadzwonić na policję. Tym bardziej, że przecież słyszała uderzenia; Lykantrop najwidoczniej nie potrafił sam otworzyć tych drzwi, więc co jej szkodziło zostać? Ale fakt, nie wiedziała o tym. ; )

    Nagła zmiana zwykłego kota w strażnika opiekującego się domem była zaskakująca. Przyznam, że nie spodziewałem się, że odegra jakąś większą rolę.

    Zastanawiam się dlaczego rodzice Zuzanny, zajmujący się polowaniem na potwory et cetera, nie zainwestowali w jakieś zaklęcia chroniące (nie wiem czy u Ciebie jest magia) albo coś w ten deseń, nie licząc oczywiście Ortiza. Niby "kot" jest dobrym strażnikiem, ale zabezpieczeń nigdy za wiele, szczególnie w takim fachu.

    Scena walki wyszła chaotycznie. I tutaj mam zagwozdkę, bo z jednej strony, przynajmniej według mnie, to dobrze, że tak wyszło. Podobno w walce czy bitwie wszystko dzieje się tak szybko, że czasem są problemy z zauważeniem czegoś i tak dalej. Scena wyszła dość dynamicznie, bez dłużyzn i, jak wspomniałem, chaotycznie, co wpłynęło pozytywnie. Po prostu zastanawiam się, czy w rzeczywistości to tylko i wyłącznie zasługa Twojego zamysłu czy, jak zauważyłem w poprzednich rozdziałach, Twojej skłonności do chaotycznego stylu pisania. Nieważne jak było, scena walki wyszła Ci dobrze.

    Chaotyczność to jedno, powtórzenia to drugie. Polski to na tyle paskudny język, że trzeba patrzeć na powtarzające się słowa. W języku angielskim mają o tyle łatwiej, że tam nie jest traktowane to jako błąd, ale cóż, mieszkamy w Polsce. Na przestrzeni trzech zdań trzy razy użyłeś słowa "plecy". To najbardziej rzuciło mi się w oczy.

    No i ta nieszczęsna "kruczowłosa". ; )

    Pozdrawiam serdecznie,
    graf zer0.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałem zapytać. Będziesz kontynuował to opowiadanie?

      Usuń
    2. Co do zabezpieczeń, dom był zabezpieczony i będzie to wyjaśnione w następnych rozdziałach, a także to dlaczego nie zadziałały, a nawet jeśli, to czemu tak nieskutecznie.
      Scenę walki pisałem 3 razy, więc kto wie, co tam mój umysł wytworzył.
      Serio tyle powtórzeń? Coś musiałem źle sprawdzić przy finalnej wersji.
      Nieszczęsna kruczowłosa? Zawsze mogła być smolistowłosą :D
      Tak będzie kontynuowana. Po prostu chciałem mieć takie dwie serie, jakbym do jednej nie miał pomysłu, to zawsze mam drugą opcję.

      Usuń
    3. W takim razie czekam na kolejne rozdziały.

      Jak mówiłem, dobrze mieć kogoś, kto zajmie się sprawdzaniem Twoich tekstów. Najlepiej niezbyt znanej, żeby nie było elementu przyjaźni et cetera, bo to może wpłynąć na odbiór.

      Określenie "kruczowłosa" jest nazbyt często wykorzystywana w naprawdę kiepskich opowiadaniach i jeśli się nie mylę, nie powinno się używać takich określeń. Istnieje jakaś tam zasada, jak znajdę, to dam znać.

      Usuń